wtorek, 28 maja 2013

Miedzy "online dating" a prawdziwym zyciem

Wlasnie siedze i przegladam profile na Match.com - stronie, ktorej czlonkinia stalam sie raptem jakies trzy tygodnie temu i ktora od tego czasu skutecznie wypelnila mi spotkaniami prawie wszystkie wieczory. ;) 

Jest cos niewatpliwie pociagajacego w "online dating", co zauwaza sie z wieksza sila, gdy - juz po odkryciu "online dating" - jest sie na typowym "networking event" czy "mixer". Podczas gdy w przeszlosci naprawde rozkoszowalam sie takimi wieczornymi drinkami, nawet jesli czasami trzeba bylo umilic rozmowa wieczor osobie, z ktora nigdy by mi sie normalnie nie chcialo rozmawiac - ostatnio, za kazdym razem, gdy podchodzil do nas jakis starszy czy gruby facet, myslalam sobie: "na Match.com nawet bym od niego emaila nie dostala, bo bylby wyfiltrowany z glownej skrzynki odbiorczej... i zamiast udawac, ze mam ochote rozmawiac, moglabym po prostu kliknac "Thanks, not interested". Och, luksus randkowania internetowego, tak ulotny i tak niedostepny podczas normalnych spotkan. ;)

Ale oczywiscie, z drugiej strony, po pierwszych szesciu randkach stwierdzilam, ze to, czego brakuje "online dating" to "chemistry". :) Bo niewazne jak dany facet wydaje sie atrakcyjny na zdjeciach; nie wazne, jak ciekawie opisuje sie w profilu; nie wazne, jakie pociagajace emaile pisze... podczas pierwszych pieciu minut pierwszego spotkania (zreszta, co ja sie tu bede oszukiwac - podczas pierwszej minuty!) okazuje sie, czy w ogole jest jakis pociag... atrakcja... chemia. No i niestety, podczas moich pierwszych szesciu randek tej chemii nie bylo.

Wczoraj bylo lepiej. :) Ciekawe, czy napisze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz